Miały być fiolety przechodzące w czerwienie, burgundy i brązy a wyszedł szaro-niebieski sfilcowany klump...
Sfilcowany - moja wina - przyznaję, albo wina mojej niecierpliwości, bo przejechałam jeszcze raz w mikrofali bez wody w części czesanki, niemal na sucho, bo coś mi czerwony barwnik ciekł od spodu - zamiast stać się czystą wodą i nie chciałam czekać aż wystygnie... Postanowiłam naprawić od razu...
No właśnie: czerwienie absolutnie nie przyjęły i nie mam pojęcia dlaczego... Były przygotowane dokładnie tak samo jak inne barwniki.. No i tam gdzie miały być fiolety zostały niebieskości a brązy wyszły szare choć teoretycznie powinny być zielone skoro czerwień nie przyjęła... Po prostu czerwień się sprała, moja czesanka krwawiła - zraniona, że ją sfilcowałam....
No cóż zbieramy nauki i idziemy dalej :)
Tylko nie wiem jakie nauki tak do końca... Czyżby czerwona barwnik potrzebował więcej octu??? A może nie wlałam akurat tam??? A może barwnik był stary? Wszystko możliwe. Ostatnio często i gęsto mam zaćmienia umysłu więc wszystko możliwe, że octu nie wlałam....
No sfilcowane aż tak mocno nie jest więc nie trzeba robić z tego kapci, więc może dałoby się z tego jakąś włóczkę i tak zrobić sobie myślę...
Ale na razie męczę powoli szetlanda w kolorze naturalnym i od razu zapowiadam, że w sprawie farbowania przy szetlandzie powracam do oranżady w proszku, której nowe zapasy przyszły do mnie z UK w poniedziałek :)
Na razie nie mam odwagi ryzykować z czerwienią. Albo może jednak tak?
A czy za dużo octu może zaszkodzić? Gdyby go tak dużo więcej wlać???
No tak - w końcu jak już wszystko wyschło to się sprawa trochę rozjaśniła. Przygotowałam co prawda najpierw drucianą szczotkę Eltona (mojego psa) do rozczesania filcaka, ale obeszło się bez niej. Rozciągnęłam trochę pasy wzdłuż i w szerz, poklepałam, poprzytulałam, domotywowałam, pochwaliłam, przelałam masę ciepła i pozytywnej energii i wyszło mi coś takiego....
Właściwie to kolorki ładne, może nawet z tego coś fajnego być - tak fajnego, że aż nie mogę się doczekać kiedy zacznę to prząść...
A włóczka to White Falkland Top - właściwie to ta czesanka była zbita od początku. Nie przyjrzałam jej się za dokładnie - może jest nienajlepsza, bo fakt była tańsza w porównaniu z innymi.
A może nauką z tej porażki, której nie uważam już za porażkę jest: nie nastawiać się za bardzo kolorystycznie? Przynajmniej teraz na początku, kiedy wszystko jest testowaniem i przyjmować kolory jakie wyjdą traktując farbowanie jako fajną zabawę??? I uczyć się przez doświadczenie?
A przy okazji starać się wyeliminować wszystkie momenty, które mogą prowadzić do sfilcowania....
No właśnie: na razie mój cel: nie filcować :)